Witam
moi kochani!
Dzisiejszy
post związany jest z obecną porą roku, która nas zastała...albo raczej
zaskoczyła;-) Nie wiem jak u was, ale w moim mieście nagle spadła tona śniegu,
wszystko zamarzło i nagle całe centrum zrobiło się zblokowane, bo nikt nie był
na to przygotowany. A że październik rozpuszczał nas do tej pory wysokimi
temperaturami...;-) (obecny widok z mojego okna zobaczcie obok;D ) Ale nie o tym ja
chciałam...=> Czy również miewacie okresy wzrostu i spadku energii? Raz się
chce i ćwiczymy, dbamy o siebie, mamy swoje domowe spa, pilnujemy zdrowego
trybu życia i dobrze prowadzimy (się) dom...A potem cały nasz harmonogram
bierze w łeb, bo coś nas wybiło z rytmu. Czegoś nie zdążymy zrobić, a na co
innego nie mamy ochoty. Zapuszczamy siebie i dom, a nasze moralne bynajmniej
się przez to nie podnoszą. I błędne koło, bo potem znów się mobilizujemy i
walczymy od początku...;-) Nic się nie przejmujcie. Tegoroczną jesienno-zimową
depresję odgonimy razem!!!
Początek
zimy zawsze wiąże się dla mnie z problemami z cerą. Jako rasowy, ale nie
odpicowany, mega wrażliwy pudel, miewam problemy przy każdej zmianie
temperatury i wilgotności. Bynajmniej nie jestem bladolicą alergiczną, która ma
problem z rumieniem, ale mimo tego nie mogę się uchronić od tego problemu.
Dodatkowo, do czynników zewnętrznych doszło nasilenie zmian trądzikowych, które
zawsze atakują mnie po lecie w okresie późnej jesieni. Ale szczytem szczytów
tegorocznej zimy jest to, że:
- dno panuje również w mojej kieszeni ( czasy panieńskie, gdzie pieniążki mogłam wydawać tylko na siebie i swoje kaprysy już dawno za mną)
- wszystkie moje ukochane ratujące produkty (i nie tylko te) się pokończyły
- nastał brak czasu (jedyna tak naprawdę nieuleczalna choroba naszego świata) przez co, jak już mam pieniądze to nie mam czasu, żeby pójść na zakupy, a i maseczki nie ma kiedy nałożyć
- dopada mnie apatia wynikająca z pory roku i wszystkich powyższych rzeczy
Pierwszy
wypunktowany czynnik spowodował, że chcąc zaoszczędzić kupiłam tańszy
drogeryjny krem i podkład, gdyż przez drugi czynnik miałam do wyboru- smarować
się czymkolwiek bądź nie smarować się niczym;P A przez brak czasu i apatię nie
zrobiłam żadnych maseczek i innych cudeniek by uratować moją biedną skórę. I
tym oto sposobem skończyłam ze 100% pogorszeniem stanu mojej skóry. Dlatego też
postanowiłam stworzyć posta o moim KWC ( Kosmetyku Wszech Czasów ), który:
- zawsze ratuje mnie z opresji
- mimo innych testów zawsze do niego wracam
- mimo ceny, jest tego wart
- jest ze mną co najmniej od jakiś ośmiu opakowań
- myślę, że w tym ciężkim okresie również którejś z was może się przydać.
Jednocześnie
chciałabym rozpocząć tym wpisem cykl recencji produktów bez których ja bądź
Pati nie wyobrażamy sobie bytności na tym trudnym świecie i dla których wolimy
bardziej zrujnować swój cieniutki portfelik, aniżeli własną kondycję;-)
Post
o tym cudownym specyfiku tuż powyżej ( Krem Avene Cleanance )
KACHA
KACHA
0 komentarze:
Prześlij komentarz